niedziela, 10 kwietnia 2016

Beduini-ludzie którzy ujarzmili pustynie

Działo się to w dalekich górach południowego Synaju.
Bardzo chciałam przyjrzeć się zwyczajom plemion koczowniczych zamieszkujących te tereny od niepamiętnych czasów.
Wynajęłam przewodnika i odpowiednio przygotowani,osprzęceni w pojemne karnistry z wodą wsiedliśmy na stalowe czterokołowe rumaki,w poszukiwaniu ludów.

Wyprawa była niekomercyjna więc nie wiadomo było czy spotkamy jakieś koczowisko.Jednak mój przewodnik okazał się nieocenionym towarzyszem wiedzy.Po wielogodzinnej,wyczerpującej jeździe w głąb gór natrafiliśmy na ślady wielbłądów,one doprowadziły nas do prowizorycznej wioski.Piszę prowizorycznej,bo Beduini to ludzie w ciągłym ruchu,doskonale wiedzą że przeżycie w ekstremalnych warunkach ,wymaga wytrwałości,inwencji i intuicji.Beduini mistrzowsko opanowali sztukę przetrwania,ujarzmiając śmiertelnie niebezpieczne pustynie.Koczownicy dopasowali swój tryb życia do okoliczności przyrody..Podróże wiązały się z wypasem kóz i wielbłądów handlem skórami itp.Beduini mieszkają w namiotach utkanych z koziej lub wielbłądziej wełny,można je szybko złożyć i ruszyć dalej w poszukiwaniu nowych pastwisk,(których znalezienie w tych kamiennych pustkowiach nie jest wcale łatwe!)Mężczyźni noszą tradycyjne chusty "kufija" a kobiety"madrage" czarną długą szatę często haftowaną w fantazyjnie kolorowe wzory i oczywiście chustę zakrywającą twarz tzw.usaba.


Tak więc wjechaliśmy niespodziewanie do wioski, gdzie raczkujące w piachu dzieci, kozy,wychudzone psy i wielbłądy zdawały się mieć liczebną przewagę nad dorosłymi ludźmi.
Natychmiast zostaliśmy ciepło:)33 stopnie Celsjusza:) przywitani.Zaprowadzono nas do namiotu który skutecznie chronił przed wypalającym słońcem a kobiety zaczęły przygotowywać tradycyjną kawę która jak się później okazało jest kluczowym elementem kultury i swoistym rytuałem Beduinów.


Beduini nieco przypominają mi Romów,sami nie widzą po co wędrują ale chcą wędrować.Mimo że państwo przydziela mi mieszkania,oni mają pierwiastek wędrowania w duszy..Za wszelką ceną starają się być wolni...
Wzięłam aparat i zaczęłam chodzić po tej maleńkiej wiosce przytulonej do ostrych kamienistych gór.Składała się zaledwie z kilku namiotów.Pod jednym z nich zobaczyłam kobiety,podeszłam bliżej...
Jedna z nich gestem pokazała mi że mam usiąść,rozkładały na piasku ozdoby a koralików i metali...
Podniosłam głowę i spojrzałam na jedną z nich,zakutaną w szaty,widać było tylko jej oczy...i wtedy...Wtedy serce stanęło mi z pewnego poczucia...Poczułam że spotkałam już gdzieś tą kobietę!że jest mi bezgranicznie bliska!że znam ją! że rozumie ją bez słów!że COŚ nas łączy..."coś" co jest tak silne i jednocześnie niezrozumiałe?skąd? Tam.??..!!! tysiące kilometrów od Polski! Ona tymczasem,wstała,podeszła do mnie wolnym krokiem i wcisnęła mi do ręki bransoletkę z niebieskim skarabeuszem,zamykając na moment moją dłoń w swojej...Wiem że poczuła to samo co ja..Obie czułyśmy TO SAMO!  Myśli  i pytania kłębiły mi się w głowie,świat nagle zwaryjował,bo to doznanie było tak silne i namacalne.Wtedy jeszcze, nie rozumiałam,za wszelką ceną chciałam pojąć,zaszufladkować po europejsku to przeżycie..
Dziś już wiem,że można podróżować między światami..pozbyć się ograniczonego myślenia które od dzieciństwa nam wpajano,schematów które wytycza państwo i system,by zamknąć każdego obywatela w danym wygodnym przepojonym wyłącznie chęcią zysku świecie.Wiem też dziś że można otworzyć swój umysł i iść drogą ,wolną od telewizyjnych przekazów,poglądów,oceniania innych...Od śmieci którymi jesteśmy karmieni ,od kłamstwa i iluzji która każdego dnia mieszana jest ze sobą w postaci programów informacyjnych,reklam,gazet,radia.Od sztucznego pokarmu  który systematycznie niszczy ciało i umysł..

Od tamtej pory,zawsze jest w moich myślach.Raz wspieram Ją..ja..raz Ona mnie.
Bez względu na odległość,kolor skóry..bez względu na czas..
Nie  amulet daje Ci moc...Chronią Cię dobre myśli innych ludzi...Bo cały świat spleciony jest z ludzkich myśli...
Pamiętaj o tym...:)






sobota, 9 kwietnia 2016

Jaguar

Staliśmy naprzeciw siebie,w całkowitej ciszy.Tylko ja i On.
On,po chwili spojrzał na mnie,
Nasze spojrzenia zderzyły się
Zawisły w przestrzeni czasu
Patrzył w moje oczy a ja w Jego..
Spojrzenia splotły się
i trwaliśmy tak w innym wymiarze czasu.
Poczułam jego życie,
Siłę pazurów i miękkość mokrego futra
gamę zapachów wpadających do nozdrzy
szorstkość języka.
Patrzył w moje oczy
nieprzerwanie
a mnie łzy ciurkiem spływały po twarzy..
Zaczęłam mówić do Niego
Daję Ci całą moją siłę ,Nie jesteś sam,Weź całą moją siłę...
Wspieram Cię i daję Ci całą moją wolność,radość  i zapach wiosennych drzew...
Daję Ci mój spokój,wewnętrzne ciepło i szczęście z istnienia..
Weź to wszystko...
Nic więcej nie mogę zrobić..
Byś przestał widzieć  kraty..
Ale mogę dać Ci moją moc,bo jest Ci bardzo potrzebna,czuję to w sercu..Weź...
Patrz przez moje oczy,wszystko co mogę Ci dać,jest dla Ciebie...
Wiosenne trzmiele,leśne wiewiórki które tak uważnie śledzisz wzrokiem...
Zapach mirabelek i pola zawilców...

Patrzył nadal głęboko w moje oczy...






poniedziałek, 21 marca 2016

Skrzydła

Byłam ptakiem
który musi przekonać się
jak daleko zaniosą go skrzydła...


Teraz jestem ptakiem
który wie
dlaczego darowano mu skrzydła...


czwartek, 10 marca 2016

Teraz,kiedy ciała są nam dalsze...

Teraz,kiedy ciała są nam dalsze
we włosku twojej dłoni
odnajduję wejście
rozchylam aksamitne płatki róż
zamykają się wokół mnie przejrzyste ramiona
zmysły skóry wydają się bledsze
a materia dotyku staje się ciężarem

Teraz, kiedy ciała są nam dalsze
czuję cię rękoma wiatru
zakręcam się obok szyi
oplatam udami
lęk odszedł wraz z krwią
pozostała czysta żądza
chłeptam ją
jest przeźroczysta
jak źrenice księcia mroku
jak chłód sopli spełnienia
spływający do ognistej czary

idź w moją stronę
obejmij mocno
swym gorącym pragnieniem
w przestrzeni wietrznego bezmiaru
odnajdź mnie
zanim się rozpłynę
w świście otchłani



sobota, 5 marca 2016

Grota kontemplacji

Składam głowę w zagłębieniu twojej szyi
oto moja grota kontemplacji
Wiodę opuszkiem po ciepłej skórze
i otwieram bramę zatracenia

Płomieniami świec błyszczą oczy
w lustrze ich głębi widzę swój obraz
Słowa są pokarmem
spływa we mnie i napełnia obficie

Oglądam twój oddech-unosisz się i opadasz
to też mój oddech
życie

Mieszkam cicho w tej grocie co noc
poza nią dudni świat

W zagłębieniu twojej szyi
jest źródło
spijam spragniona
rozkosz
wpływa w każdą cząstkę mnie
Napędza koniuszki palców
by ugładzić demona
który śpi w tobie.


czwartek, 3 marca 2016

Ona

-"Pocałuj mnie"-powiedziała cicho lecz pewnie a Jej czarne oczy zalśniły jak dwa diamentowe ślepia czujnej pantery.
Pochyliłam się w Jej stronę,odgarniając po drodze niesforny kosmyk włosów.Sunęłam wolno palcami po ciemnych pachnących włosach,posłusznie spełniając Jej wolę...
Patrzyła na mnie i czekała...
Wsunęłam dłonie jeszcze głębiej w miękkość włosów...i dotknęłam ustami Jej ust...
Przelotnie i lekko...
Muskając aksamitne wargi, wypełnił mnie ogień,który rozpłynął się po żyłach, jak ciepła żywica namiętności,która ogarnia błogością każdy zakamarek posłusznego ciała...
Moja nieśmiałość chyba lekko ja rozbawiła...
Odsunęła usta od moich i szepnęła -"Nic nie rób...ja cię pocałuję"-
Wstrzymałam oddech odczuwając Jej nienachalne pragnienie..
Zamknęłam oczy i ....Uniosłam się w krainę doznań,wirując otulona Jej językiem...zmysłowym,wilgotnym i gibkim...
Tańczyłam w przestrzeni niebytu,niesiona w takt dyktowanej przez Nią upojności..
Jej ciepła subtelność prowadziła mnie we wnętrzu mych ust...
całując i pieszcząc zmysłowo moje istnienie,od środka...
Wzniesione poza miejsce i czas...
Zanurzając się z każdą chwilą bardziej w siebie na wzajem...
Stapiając się na moment z moim bytem,stałyśmy się Jednym...
Miękkim i twardym zarazem
Spokojnym i dzikim,połączonym w spójność
Muślinowym i wiklinowym,splecionym w całość...
Przenikając swoje myśli...spoglądałyśmy na drogę rozpościerającą się przed Naszymi pragnieniami
I obie podziwiałyśmy, jej tajemnicze,wibrujące,delikatne piękno...




poniedziałek, 29 lutego 2016

Alabastros

Spod twych palców
posągiem mnie uczyń

dotykiem przyozdób
moje biodra krągłe

pasma miękkich włosów
ułóż w swoich dłoniach

z namiętnych szeptów
upleć skrzydła drżące

uformuj spojrzeniem każde zagłębienie
a pragnienia tchnieniem

stwórz mnie swym istnieniem


wtorek, 23 lutego 2016

Lubię kiedy noc przechodzi w dzień...

Lubię ten moment...gdy noc przechodzi w dzień
Lubię wpatrywać się w pastelowe kolory świtu
Lubię słuchać nieśmiałego śpiewu rozbudzonych ptaków
Lubię mgłę co zawisa na łąką
I ciszę, z jaką płynie
Lubię dreszcz zimna na mojej skórze
gdy stąpam rozedrgana, owiewana chłodem poranka
Lubię krople rosy lśniące na misternych pajęczynach
I śpiące, zwinięte główki kwiatów
Lubię wciągać do płuc chłodne pachnące powietrze
I czuć jak mnie wypełnia..
Lubię wiatr który całuje mnie od rana
Lubię wilgotne liście kołyszące się pod moim spojrzeniem
Lubię dotykać językiem kropli, które leżą w ich zagłębieniach
Lubię zamknąć w dłoni, mały kamyk
z drogi którą idę...

 Lubię czuć życie..


niedziela, 7 lutego 2016

Żelazna Bogini Litości

Obskurne schody...Odrapane ściany....Kariatyda schodziła po nich powoli w czeluść piwnicy,nie wiedząc,że za chwilę otworzy bramy do raju,ukrytego przekornie pod powierzchnią tętniącego życiem miasta....Brama była z prześwitujących światłem,kolorowych kawałków witraży..piękna i kusząca...Kariatyda nacisnęła klamkę,ruchem mało przekonanym...
I oczom jej ukazał się widok...Pary w namiętnych objęciach i pocałunkach,ułożonej na miękkim,wzorzystym dywanie.Obok stał stolik ,a na nim parował czajniczek herbaty i dwie maleńkie,porcelanowe czarki...
Kariatyda wstrzymała oddech,bo scena ta nieco ją zaskoczyła ale w tej samej sekundzie,uśmiech zawitał na jej oblicze,bo poczuła się nagle w miejscu wyjątkowym,mając przy boku jakże niezwykłą osobę...
Ceglane ściany i kamienne sklepienie nadawały miejscu intymny charakter a drewniane rzeźbione meble były dopełnieniem całości. Sącząca się delikatna muzyka była tłem do rozmów,które wypełniały to magiczne wnętrze,nadając mu obraz żywy i zmieniający się jak tocząca się w świetle kula,fosforyzująca swymi barwami w zależności od promieni słońca.
W tej atmosferze,każąc parę chwil na siebie czekać... Pojawiła się Żelazna Bogini Litości...Otulona w brunatno -kamienny płaszcz,a kiedy uchyliła jego rąbka,ukazało się świetlisto-kwiatowe wnętrze i z każdym kolejnym łykiem zdawało się zmieniać,falować jak zmieniają się i falują,lata żywota istoty ludzkiej.

Żelazna Bogini Litości ma swoją historię....
Otóż w Chinach mieszkał swego czasu ubogi chłop w ubogiej wiosce. Wei – bo tak się nazywał – co dzień chodził na swe pole pracować. Pewnego razu zauważył w zaroślach opuszczoną świątynię Guanyin, w której stała jej figura. Wei mijał świątynie co dzień lecz dotąd jej nie zauważył. Jako, że był pobożny postanowił zaopiekować się przybytkiem i figurą Guanyin. Nie było go stać na wyremontowanie świątyni ale mógł ją chociaż posprzątać. Wyciął więc zarastające ją krzaki, zamiótł podłogę i wyczyścił figurę. Odtąd dwa razy w miesiącu przychodził sprzątać świątynie i palić w niej kadzidło. Po wielu miesiącach przyśniła mu się Bogini przemawiająca do niego. We śnie dowiedział się, że powinien udać się do niewielkiej jaskini za świątynią gdzie znajdzie nagrodę za swe dobre uczynki. Wei udał się na miejsce i okazało się, że w niewielkiej grocie znalazł sadzonki herbaty. Zabrał je na swoje pole i pielęgnował aż powstała niewielka plantacja. Roślinami podzielił się z sąsiadami ponieważ herbata okazała się wyśmienita i nadawała się do sprzedaży. Jej popularność szybko rosła, a uboga wioska podniosła się z nędzy. Tak oto Bogini odmieniła życie biednego Wei i jego sąsiadów.
Właśnie na jej cześć nazwano herbatę jej imieniem. Dlaczego żelazna? Tutaj zdania są podzielone. Jedni uważają, że posąg Bogini o którą dbał Wei,była właśnie z żelaza. Inni natomiast uważają, że to przez większą wagę herbaty.Okazuje się, że podobne herbaty zajmujące tę samą objętość ważą mniej. Chodzi o to, że listki Tie Guan Yin są duże i ciaśniej zwinięte co sprawia, że sucha herbata zajmuje mniej miejsca.

Tak oto, Katiatyda po raz kolejny przekonała się o cudzie życia i doznawania...O darze zmysłów,które dostajemy w prezencie...O miękkości słów,które mogą stać się najpiękniejszym dotykiem,gładzącym w czułości uśmiechniętą radośnie duszę...O darze dzielenia się,z kimś kto czuje podobnie... O bliskości,która może sprawić,iż wyrosną Ci skrzydła...i każdego dnia usłyszysz ich szum...w wietrze,w spojrzeniu,w wiekowym kamieniu ściany...
Kariatyda zamknęła oczy i wyszeptała...
Bogini Guanyin,
Dziękuję za dłonie...Dziękuję za palce...mogę nimi dotykać świata...Za spojrzenie,które wnika w głąb mnie...i trwa ..
Za cud życia.



czwartek, 28 stycznia 2016

Przywiązanie

Pewnego razu, do malowniczo położonej stadniny, przyprowadzono dwa konie.Smutna sprawa.Konie zabrano chłopu ze wsi,ponieważ trzymał je w piwnicy bez okien i światła,nie karmił i zaniedbywał.Konie stały w piwnicy ponad rok.(we własnych odchodach)
Prawda okazała się jeszcze straszniejsza.Starszy z koni,całkiem oślepł a trzyletni ogierek, okazał się być jego synem....który nie dał się, nawet na pół metra odciągnąć od ślepego ojca.Nikt nie był w stanie rozłączyć tych koni...kończyło się to karczemną awanturą,w której to,300 kg miało znaczną przewagę nad marnym ludzkim 60 kg...Summa summarum konie stały w jednym boksie,dotykając się bokami i wtedy były spokojne,dały do siebie podejść i nawet zabiegi pielęgnacyjne odnosiły skutek.
Wtedy też,dotarło do mnie że ogierek jest "oczami" "ślepego"Co czuje źrebak,który od urodzenia siedział w ciemnej piwnicy?...Nie wie nic o świecie...o łące pełnej kwiatów...o zielonej trawie..nie wie nawet że jego nogi potrafią galopować...Serce mi pęka do dziś..kiedy o tym piszę.
Przesiedziałam w tamtym boksie wiele dni i nocy..Bo gdy pierwszy raz spojrzałam w oczy tego młodego,zagłodzonego wręcz,ogierka...zobaczyłam w nich tak wielką..niewyobrażalną chęć ŻYCIA...że do dziś nie potrafię tego opisać słowami...
Wszyscy "doświadczeni" mówili,żeby uśpić te konie..tak będzie dla nich lepiej..po co mają się męczyć..do niczego się przecież nie nadają...nie zarobią na siebie..kto będzie je utrzymywał..itd.

Postanowiłam zrobić wszystko,żeby do tego nie dopuścić.Zawiadomiłam telewizję,fundację i inne odpowiednie ograny.Zaczęłąm na wszelkie możliwe sposoby szukać sponsorów.Co łatwe nie było.Ponieważ ślepy,stary koń i drugi nieujeżdżony przyklejony do niego niewidzialną taśmą o sile betonu ...stanowią jednak ..krańcowo trudną parę..
Pamiętam wszechobecny strach w każdej komórce tego konika...dla którego ślepy ojciec był całym jego znanym życiem...innego nigdy nie widział.
Każdego dnia przychodziłam do boksu,czyściłam,rozplatałam z kołtunów grzywy i ogony..głaskałam..mówiłam...szeptałam...słuchałam..
Konie były w tak opłakanym stanie,że trudno to sobie wyobrazić.
Po paru tygodniach,ogierek pozwolił się przywiązać przed boksem,koło drzwi...ale tak,żeby widzieć ślepego..-Ufff,lepiej-pomyślałam.Zrobiłam jeszcze jeden krok dalej i wyprowadziłam go ze stajni...-"Trzeba próbować"- pomyślałam,to może uratować im życie.Nie zdążyłam jeszcze uradować się tą myślą,kiedy koń potężnym susem zawrócił...wyrywając mi linę z ręki i dotkliwie raniąc.Wrócił do stajni do ślepego taty,który już go nawoływał...
Takich prób było jeszcze sporo,każda o parę centymetrów dalej...w całkowitym spokoju.Aż pewnego wiosennego dnia..Oto..stało się..Wyprowadziłam ślepego,za nim ogierka i ...pierwszy raz stały obok siebie na odległość 3 metrów!!!To było istne zwycięstwo!!!(nad śmiercią)

Kolejny raz,znów spojrzałam w jego oczy..i wiecie co tam było?
-Dziękuję...dziękuję.. za darowanie mi życia...życie jest cudowne!...czuję smak mokrej,od porannej rosy trawy..mogę biegać!..gnać...skakać...Ja umiem!!skakać!!przeskoczyłem dziś dwumetrowy płot!!...tak biegłem.biegłem.!..tak się cieszę ...z tego że żyję..widzę słońce...galopuję po pastwisku...widziałem nawet las!!..mam trawę pod kopytami..wciągam wiatr w chrapy i ma milion zapachów...a grzywa powiewa na wietrze..cały czas..Mam tatę na oku..jestem blisko...zawsze...gdyby mnie potrzebował...przecież muszę mu pomagać...Jestem jego oczami...

Ta historia nie jest o ratowaniu,każdy kto ma serce zrobiłby to samo.Ta opowieść JEST O PRZYWIĄZANIU...
I powiem Wam  jedno...widok tego konia,brykającego w całej swej radości po łące jest jednym z najpiękniejszych obrazów mego życia.

Ile z Nas nie wie,że istnieje inny świat...Wystarczy tylko pozwolić się ODWIĄZAĆ...



środa, 27 stycznia 2016

Gołębiara i Psiarz

Spotykam na swej drodze różnych ludzi.Każdy z nich ma jakąś historie.Człowiek nosi w myślach jakieś "wczoraj" i jakieś "jutro".
Jak ich nazwać? Dziwolągi/Dziwni/Świry.Tak zwykło się mawiać o kimś,kto odstaje od reszty społeczeństwa,jest nieszablonowy,czyli nie jest poprawnie działającym trybikiem w ogłupiającej machinie systemu.
GOŁĘBIARA bez wątpienia nie jest trybikiem..Nie stara nie młoda,nie przygarbiona i nie obszarpana.Porusza się dynamicznie,godnie.Ostre klasyczne rysy,orli nos przywodzą na myśl,raczej dynastie Tudorów.Wąskie,zawsze zaciśnięte usta i długie proste włosy....i wiecznie obecne torby w których nosi ziarno i swe nigdy nieopowiedziane historie.
Ludzie jej nie lubią.Boją się czegoś/kogoś,kto robi coś,co nie jest powszechnie dobrze przyjęte.Krzyczą na nią,zwracają uwagę.Staruszkowie wymachują za nią laskami a dobrze wykształceni w średnim wieku..tłumaczą cierpliwie,kwestie dokarmiania.
Gołębiara ....ma to wszystko gdzieś(i bardzo dobrze)Co dzień rano,przemierza ulice i swe szlaki sypiąc ptakom ziarno.A ptaki chmarami obsiadają drzewa i LECĄ ZA NIĄ! I LECĄ PRZED NIĄ!One jej towarzyszą całą drogę!.Gołębiara jeszcze dobrze nie wyłoni się zza rogu a obwieszczają to dziesiątki gołębi usiłujących podążać w ślad za nią,starających się w swych gołębich serduszkach by czasem jej nie stracić,nie zgubić z pola widzenia.Trzepoczą na Jej głową skrzydłami,gruchają...a Ona ich słucha...Jest z nimi....z tą marnością nad marnościami,a one są z Nią..Więź...siódmy zmysł,bliskość...Jakkolwiek to nazwać...Potęga,to właśnie jest potęga.. i tylko życie potrafi spleść takie opowieści ...z torebek pełnych ziarna...

PSIARZ
Psiarza spotykam od dłuższego czasu,zdołałam się mu dobrze przyjrzeć.Taki chłopek-roztropek,nie ma na czym zawiesić oka....A jednak..nic bardziej mylnego.Chłopek -roztropek ma trzy psy,kundelki średniej wielkości...zawsze chodzą bez smyczy..I tu zaczyna się fenomen.Chłopek nie wydaje komend,nie żąda,nie narzuca...Chłopek mówi do psów szeptem,jak już mówi...bo zazwyczaj..mówi oczami!Pokazuje psom spojrzeniem lub drobnym gestem,to co ma im do przekazania..Dziś widziałam jak małym,wręcz niewidocznym ruchem dłoni,pokazał zwierzakom,by zeszły ze ścieżki rowerowej.I ONE TO ZROBIŁY!Bo one i On to jedna więź...stworzyli to Razem.Te psiaki co kawałek drogi zatrzymują się,czekają i patrzą na Niego.Nie ma w nich najdrobniejszego śladu chaosu,amoku tak częstego u zwierząt trzymanych w mieście.W oczach psów jest...spokój...mądrość,uwaga i oddanie.Przypuszczam że...były kiedyś w schronisku...to wypisane jest w głębi ich oczu.Potęga więzi,którą wspólnie stworzyli jest najcudowniejszą opowieścią o cudzie życia...i tej potędze chylę czoła..

wtorek, 26 stycznia 2016

Chipsy,gorgonzola i czekolada

Było to tak.Wracałam do domu,głęboką czarną nocą.Było cicho,zimno i ponuro vel mgliście.Zmarzły mi kolana,nos i jeszcze parę innych rzeczy.Chciałam już znaleźć się w ciepłym wygodnym łóżku.Nagle widzę światła nocnego sklepu..."Wejdę"-zadecydowałam..
I co ? I co wyniosłam z onego sklepu ...Gnana wyłącznie podświadomością...
Otóż:Chipsy solone,ser gorgonzola i czekoladę z adwokatem.

I nie byłoby w tym nic dziwnego,gdyby nie to,że piastując w skostniałych z zimna rękach,owe dobra...
Nagle dotarło do mnie z porażającą jasnością...że to właśnie CAŁA JA!!!!
Kupiłam właśnie całą siebie!
SOLONE CHIPSY-są moimi podróżami..w miejsca bliskie i dalekie.Obserwacjami ludzi w tramwajach i autobusach...Czytaniem ich twarzy...Zaglądaniem w ich myśli...Zszywaniem strzępków informacji z ich ukradkowych spojrzeń na telefon...Z książek jakie mają w rękach...Z ubrań w jakie są odziani.
Uwielbiam to...uwielbiam zanurzyć dłoń w torebce z chipsami i smakować....

Smakować niedokończone historie,kolejne przystanki,twarze ...niekiedy tak niebagatelne,jak widok króla Mauretańskiego,z oczami gorejącymi lwim,czarnym blaskiem....siedzącego na wprost mnie.
Lubię smakować ... ludzkie zamyślenie...czasem słone...jak solone chipsy.

GORGONZOLA-gorgonzola  jest specyficzna,nie każdy ją lubi...Lecz ten kto pozwoli unieść się, na skrzydłach jej,powoli rozchodzącego się falami...smaku....Zapamięta ją na długo ...i już nigdy nie zapomni...aromatu z każdą sekundą pogłębiającego się,aż po nieskończoność. I lekką nutę ostrości... tnącą jak ostatni promień zachodzącego słońca,przecina spokojne,senne już niebo.
Moja gorgonzola właśnie taka jest..Ta pierwsza,kupiona na małym targu ,niedaleko portu..od staruszka ,którego uśmiechnięta wiecznie dusza wyłaziła przez oczy i wszystkimi zmarszczkami życia wołała: Życie jest piękne!!!La vita e bella!!!!
Gorgonzola nigdy nie smakuje tak samo...zależy z czym się ją połączy..

CZEKOLADA Z ADWOKATEM-to moja dusza...wypełniona czymś co w większych ilościach może oszołomić:)


środa, 20 stycznia 2016

Mali wojownicy

Ostatnio ciągle przyłapuję się na myśli,że w każdej,dosłownie każdej chwili życia i czasu, może stać się "coś"co otworzy Ci oczy ze zdumienia i podziwu.Kiedyś był to zielony liść spokojnie leżący na puszystym śniegu,wprost na mojej drodze..
A dziś?..Dziś spotkałam małych wojowników...Ty też ich spotykasz...Tylko czemu nikt ich nie dostrzega?Wszystko co nie przynosi dochodu,staje się przeźroczyste i niewidzialne..w tym dzisiejszym świecie.Więc stałam tam,mając w tle zwalistą ogromną bryłę starego pałacu .Stałam nieruchomo w ciszy ...a przede mną rozgrywał się spektakl....
Jak to jest być małym gawronem?Dodam,głodnym gawronem.Zimne łapki zanurzone w głębokim śniegu i duży dziób..wprawnie szukający pożywienia,odgarniający przymarznięte liście...Co ciekawe tylko pod tymi drzewami,pod którymi jest szansa coś dobrego znaleźć.Gawrony doskonale wiedzą,że pod wierzbą nie znajdą smakowitego kąska.Szukają tam,gdzie jest prawdopodobieństwo.Hierarchia i wyraźne porozumiewanie się..."kłótnie o zdobycz"
Nareszcie znaleziony z takim poświęceniem (zmarzniętych łapek)wykopany spod śniegu orzech.Mam,mam!Znalazłem...szybko,szybko,może zdążę go rozłupać...ale gdzie?..O może na tamtej  gałęzi.. O nie! wypadł mi z dzioba...znów wpadł pod śnieg...szukam...szukam...dalej.A jak przyleci silniejszy...będę musiał oddać?O nie!Będę go bronił...przecież to moje jedyne pożywienie..tyle dziś znalazłem...obietnica jedzenia by przetrwać...
Kawka nadlatuje...hmmm czego ona tu chce?Może chce mi odebrać orzech?Może widziała? Muszę go bronić...
Jak to jest być małym gawronem...? Jak to jest,móc wznieść się i rozłożyć skrzydła?...Hmmm niektórzy potrafią to poczuć duszą..
Kruk,bliski kuzyn gawrona,zawsze był stworzeniem czczonym.Był strażnikiem tajemnic i skrzydlatym towarzyszem wiedźm i czarownic.Stary mit mówi,że dawnymi czasy kruk był biały i mógł bardzo wysoko i długo latać.Którejś nocy wzniósł się tak wysoko,że nie docierało tam światło i nie mógł  dostrzec ziemi.Błądził tak trzy dni i trzy noce,a gdy udało mu się w końcu wylądować..odkrył że jego pióra poczerniały od nocnego mroku.

niedziela, 17 stycznia 2016

Atlant

Był tam...Stał pod bramą jednego z najpiękniejszych pałaców Krakowa.W pewien sposób pasował właśnie w to miejsce,niewymownie majestatyczne i pełne tajemniczej,nieprzeniknionej godności.
Ubrany w prosty,czarny płaszcz ze stójką zamiast kołnierza.Cóż więcej trzeba...cała dostojność kryła się w oczach,pewnej prostej sylwetce i spokoju ruchów,nigdy chaotycznych lub przypadkowych.
Stał tam i czekał na mnie...w rekach trzymał mały podarek,jak zawsze drobiazgowo i schludnie zapakowany.
Nie było mi dane,widzieć Go przez wiele długich lat...mimo że Dawne Dni...spędzane razem,były w mojej głowie,jak gejzer dobrej energii.Do nikogo na tym świecie nie czułam nigdy,takiej bezgranicznej,cichej pewności jak do Niego.
W pewien sposób był ze mną zawsze...Był w dalekich,obcych krajach,był w samotnych podróżach,był w dni lata i wieczory zimy.Nie odwrócił się,kiedy był zaledwie mgłą wspomnień,a ja skupiona na własnym losie,nosiłam dar życia i śmierci w łonie...
Był tam,tysiące kilometrów dalej...zawsze z ciepłą wspierającą mocą,płynącą wprost do mnie.Był obrazem,który zawsze wprawiał w uśmiech i dźwiękiem który koił..Nigdy nie zapomniał co lubię...
Wydaje mi się,że znam Go dobrze,lecz może nie powinnam tak myśleć...Czy można kogoś tak dokładnie poznać?Wiem,że ma swoje tajemnice,głębokie,mroczne i może szokujące dla mojej delikatnej duszy...Wiem to i nie powinnam się ich doszukiwać.Wiem to wszystko...ale nikt w moim życiu nie chronił mnie,tak mocno,jak On.Nigdy wcześniej i nigdy później nie czułam się tak bezpieczna,jak..będąc przy Nim.
To szalenie dziwne...patrząc choćby na setki tatuaży szczelnie pokrywające Jego ciało.One nie są miłe,niektóre wręcz wymownie przerażają swą okrutnością,niosą przekaz...czasem głośny i dobitny.
Pamiętam,gdy za Dni Dawnych,wiele razy zasypiałam wtulona w Niego i owe symbole...wtedy nękały mnie obawy..ale tylko takie płynące z zewnątrz,nadawane przez świat i "system"chcące sprowadzić każdą ośmielającą się,głosić Prawdę jednostkę do bycia"takim jak wszyscy"-banalnym,bo takich "system" może łatwiej kontrolować...
On taki nigdy nie był...Starał się kroczyć drogą Prawdy,choć wielokrotnie próbowano Go z niej zepchnąć.
Wiele bram otworzył przede mną,bez zadufania,bez jakiegokolwiek nacisku.Jego spokój przekazywał tyko jedno słowo"-patrz-"i tyle wystarczyło...bym mogła Dostrzec...
Dojrzałam wiele i nigdy już nie zamknęłam tych drzwi i przejść,które mi pokazał.Przeciwnie...przez długie lata szłam traktem,który owe dni rozpostarły...Ścieżkami natury,kształtami kropli deszczu błyszczącymi na liściu,zapachem mchu w porannym lesie,blaskiem księżyca wiosennej nocy.
Przez lata odsłaniałam zasłony tajemnicy,wiedzy i doświadczania.Tak wiele jeszcze nie rozumieliśmy za tamtych Dawnych Dni....popychani wichrami życia.
A teraz...Stałam na przeciw Niego,w magicznym Krakowie...patrząc w te same,co kiedyś oczy.Czas okazał się dla Niego łaskawy,lecz dojrzałam gdzieniegdzie szlachetne zmarszczki człowieka mądrego,myślącego i oczytanego..który kiedyś wypełnił mój pokój po brzegi...czerwonymi różami.A dziś wypełnił tęsknotę mego serca ponadczasową przyjaźnią,szlachetnością,dostojnością i dystynkcją....Długimi rozprawami o rzeczach dawnych,przykrytych kurzem zapomnienia i obecnych,tak świeżych jak zapach herbaty z kwiatami jaśminu.